Codziennie około siedemnastej ten sam mężczyzna siadał na tej samej ławce w parku, tuż obok fontanny. Przynosił ze sobą termos z herbatą i gazetę, ale od kilku dni nie mógł oderwać wzroku od dziewczynki siedzącej naprzeciwko.

Mały Wania siedział pośrodku wielkiej kałuży i zadowolony klaskał w dłonie, chlapiąc wodą na wszystkie strony. Krople rozbryzgiwały się w powietrzu, błyszczały w słońcu, a potem znowu spadały, mieszając się z błotem na jego spodenkach.

— Kiedy planuje pani oddać dług? — zapytała Ksenia, krzyżując ręce na piersi. — Jaki dług? — zdziwiła się Weronika Sergiejewna, odkładając na bok teczkę z dokumentami. — Pierwsze słyszę o jakimś długu!

Ojczym wywiózł chorą pasierbicę na wieś, żeby tam dokończyła życia w zapomnieniu, zostawiając ją pod opieką starej niani. Ale kiedy po latach wrócił, żeby sprzedać dom, czekał go niespodziewany zwrot.

W największy mróz niewidoma staruszka bez wahania wpuściła do swojego domu bezdomnego mężczyznę i małą dziewczynkę. Gdy usłyszała ich historię, od razu poprosiła znajomych policjantów o pomoc.