— Pani Raiso, przepraszam, ale chyba coś się pani pomyliło: przyszłam do tej rodziny jako synowa, a nie jako służąca, której można rozkazywać.
NIEUDACZNICA WRÓCIŁA NA WIEŚ. Marina stała na progu domu, który przez dwadzieścia lat uważała za swój, i czuła, jak ziemia usuwa jej się spod nóg.
Codziennie około siedemnastej ten sam mężczyzna siadał na tej samej ławce w parku, tuż obok fontanny. Przynosił ze sobą termos z herbatą i gazetę, ale od kilku dni nie mógł oderwać wzroku od dziewczynki siedzącej naprzeciwko.
Mały Wania siedział pośrodku wielkiej kałuży i zadowolony klaskał w dłonie, chlapiąc wodą na wszystkie strony. Krople rozbryzgiwały się w powietrzu, błyszczały w słońcu, a potem znowu spadały, mieszając się z błotem na jego spodenkach.
Na urodzinach mojego taty zapytał z dumą:— Córeczko, i jak ci się podoba nowy samochód, który ci kupiliśmy?
— Otwórz drzwi, bezwstydnico! — wrzasnęła Walentyna Grigoriewna, tłukąc pięściami w drewniane drzwi. — Myślisz, że się schowasz?! Syn przyjedzie — to dopiero zobaczysz!
— Ciociu, a może chciałaby pani wziąć mojego braciszka? Ma pięć miesięcy, jest bardzo wychudzony i głodny…
— Kiedy planuje pani oddać dług? — zapytała Ksenia, krzyżując ręce na piersi. — Jaki dług? — zdziwiła się Weronika Sergiejewna, odkładając na bok teczkę z dokumentami. — Pierwsze słyszę o jakimś długu!
— Masza, długo jeszcze mam na ciebie czekać? — głos męża, Mikołaja, zabrzmiał tuż obok. — Trzeba zbierać truskawki, a ty się nie wiadomo czym zajmujesz.
Ojczym wywiózł chorą pasierbicę na wieś, żeby tam dokończyła życia w zapomnieniu, zostawiając ją pod opieką starej niani. Ale kiedy po latach wrócił, żeby sprzedać dom, czekał go niespodziewany zwrot.